Gen bankructwa?

Fot. Trafnie.eu

Włoski klub Parma FC został oficjalnie ogłoszony niewypłacalnym. Gdyby przeanalizować jego historię można śmiało powiedzieć – wszystko w... normie.

Należałoby zapytać, jak w dowcipie, jaki jest szczyt roztargnienia? Zaskoczenie bankructwem Parmy! Jeśli dobrze liczę, zaliczyła je po raz trzeci w historii. Ale głowy nie dam, może jeszcze jakieś bankructwo mi umknęło. Wykluczyć się tego nie da biorąc pod uwagę burzliwe dzieje klubu. A nie jest to jakiś pierwszy lepszy klub. Choć nigdy nie został mistrzem Włoch, to ma w dorobku aż cztery europejskie puchary. Wszystkie zdobył w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. 

Bankructwo Parmy było naturalną konsekwencją wcześniejszych zdarzeń. Najpierw klub nie dostał od UEFA licencji na grę w Lidze Europejskiej, w Serie A odjęto mu karnie punkty, a ostatnio aresztowano jego prezesa i właściciela Giampietro Manentiego za malwersacje finansowe. Trudno się więc dziwić, że w końcu oficjalnie ogłoszono niewypłacalność klubu.

Mnie zastanawia co innego. Jak to możliwe, że Parma bankrutuje już trzeci raz? Bo skoro trzeci, to znaczy, że dwa razy zdołała jakoś się pozbierać i stanąć na nogi. Czyli już drugi raz nikt nie potrafił wyciągnąć wniosków z tego, co zdarzyło się wcześniej? Przecież to ciągle ten sam klub, w tym samym mieście, w którym żyją ci sami ludzie, pamiętający poprzednie zdarzenia. A może to jest właśnie taki specyficzny sposób funkcjonowania? Albo jakiś złośliwy gen... bankructwa.

To zresztą nie tylko włoska przypadłość. Od razu skojarzyłem historię Parmy z Rangersami z Glasgow. Od kilku lat nie ma ich w szkockiej ekstraklasie. Też ze względu na bankructwo. Szefowie klubu kombinowali jak mogli najdłużej. Aż w końcu w 2012 roku dłużej się już nie dało, dlatego w klubie ustanowiono zarząd komisaryczny, a jego drużynę spuszczono do czwartej ligi.

Zaimponowali mi wtedy sympatycy Rangersów, którzy praktycznie na każdym meczu zasiadali w komplecie na trybunach (ponad czterdzieści pięć tysięcy!), choć oglądali z nich tylko półamatorów. To był czas prawdziwych kibiców, a dla tych zawsze mam pełny szacunek bez względu na noszone barwy.

Cieszyłem się z każdego awansu drużyny, sezon po sezonie. Dziś jest już w drugiej lidze. I wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że Rangersi znów są na krawędzi... bankructwa.
Jak to możliwe zaledwie trzy lata po ogłoszeniu upadłości? Czy naprawdę nikt nie potrafił wyciągnąć prostych wniosków? Czy nikt w takim klubie nie umie wydawać mniej, niż zarabia? A może znów jakiś złośliwy gen bankructwa?

Naprawdę zastanawiam się na czym to polega, skoro w podobny sposób działają ludzie tak różniący się mentalnością, jak słoneczne włoskie lato od deszczowej szkockiej pogody. Będę wdzięczny za podpowiedź, który przynajmniej przybliży mnie do rozwiązania tej zagadki.

▬ ▬ ● ▬