Gdy pycha kroczy tuż przed upadkiem

Fot. Biuro prasowe WISŁA KRAKÓW SSA

W Krakowie trwa tragikomedia w kilku aktach. To znaczy kilka już było, nie wiadomo ile jeszcze będzie. A spektakl toczy się niestety nie na teatralnej scenie.

Główną role odgrywa w niej Jakub Meresiński, który na moment stał się Jakubem M., by szybko powrócić do pełnego nazwiska. Choć tylko nieznacznie w jego cieniu pozostaje Bogusław Cupiał. I być może za moment zamienią się rolami. A role drugoplanowe odgrywają prawnicy związani z obu panami.

Sprawa dotyczy Wisły Kraków, czyli jednego z najstarszych i najbardziej utytułowanych polskich klubów piłkarskich. Trochę nie przystoi, by z takiego robić szopkę. Ale kto bogatemu zabroni?

Cupiał postanowił w końcu sprzedać Wisłę. Miał do tego prawo, więc trudno się go czepiać. Na kupca wybrał Meresińskiego. Nigdy przedtem o tym człowieku nie słyszałem, ale to najmniej ważne w owej transakcji, skoro sprzedający postanowił mu zbyć swoje udziały w klubie (precyzyjnie – firma należąca do Cupiała, firmie Meresińskiego).

Przy tej okazji na oficjalnej stronie internetowej Wisły pojawił się stosowny wpis. Ostatnią jego część poprzedzał śródtytuł: „Pewna przyszłość Wisły”! Znalazło się w niej takie zdanie:

„Z kilku ofert została wybrana ta, która po wszechstronnej analizie spełniła wszystkie postawione warunki i oczekiwania”.

Zaledwie po kilku dniach zaczął się jednak szum. Nowy właściciel był wymieniany w mediach tylko z imienia i pierwszej litery nazwiska, a na fotografiach czarnym paskiem zasłaniano mu oczy. Okazało się, że ciąży na nim kilka niezwykle poważnych zarzutów, a prowadzone przeciwko niemu sprawy są w toku.

Wtedy do akcji wysłał prawnika, Nicholasa Cieslewicza, który w oficjalnym oświadczeniu upomniał redaktorów, że zgodnie z Konstytucją RP: "Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu", a z kodeksem postępowania karnego "oskarżonego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie udowodniona i stwierdzona prawomocnym wyrokiem".

Szybko okazało się, że powiedzenie – pycha kroczy tuż przed upadkiem – znalazło kolejnych wykonawców. Smrodek zamiast się rozejść, niestety w kolejnych dniach się nasilił, a Meresiński ze swoim prawnikiem zasłużyli najwyżej na śmiech politowania. Wyszło na jaw, że ten pierwszy został skazany prawomocnym wyrokiem za podrobienie świadectwa ukończenia liceum i świadectwa maturalnego! Sprawa bardzo świeża, bo uprawomocnienie wyroku nastąpiło w kwietniu tego roku.

Do akcji w trybie pilnym powrócił Cupiał, a w mediach pojawiły się informacje, na razie nieoficjalne, że postanowił odzyskać Wisłę. W tym celu posłał do boju prawników, którzy mają udowodnić (w bardzo dużym skrócie), że umowa sprzedaży osobie z prawomocnym wyrokiem jest z prawnego punktu widzenia nieważna.

To już tragikomedia pełną gębą. O żenującej roli pana Meresińskiego napisałem wystarczająco dużo. Ale coraz bardziej w zdumienie wprawia mnie powracający niespodziewanie na scenę Cupiał. W związku z tym nasuwają się dwa pytania.

Po pierwsze, dlaczego jego prawnicy nie sprawdzili przed sprzedażą Wisły tego, do czego bez problemu dotarli dziennikarze? Cytowane zdanie z oficjalnego oświadczenia po sprzedaży klubu, że… najlepsza oferta (po wszechstronnej analizie!!!!!) spełniła wszelkie warunki i oczekiwania, brzmi dziś równie żenująco, jak napominanie redaktorów przez prawnika Meresińskiego.

I drugie pytanie, jeszcze ciekawsze – po co Cupiał chce odzyskać Wisłę, skoro właśnie ją sprzedał? Logiczniejsze byłoby działanie, gdyby uparcie obstawał przy tym, że transakcja jest nie do odkręcenia bez względu na problemy z prawem nowego właściciela.

Jedno nie ulega dla mnie wątpliwości. Najciekawsze w sprawie Wisły dopiero się wydarzy. Szkoda tylko, że zasłużony klub może najwyżej na tym stracić, bo na pewno nic nie zyska.

▬ ▬ ● ▬