Emocje świetlno-dymne

Fot. Trafnie.eu

Finał Pucharu Polski wreszcie był finałem nie tylko z nazwy. Było co oglądać, czym się emocjonować. I będzie za co płacić kary z otrzymanych nagród.

Może zacznę od porażki związanej z pucharem, by mieć to z głowy. Największą stanowiła bez wątpienia płyta boiska. Murawa fatalna, a do tego strasznie tępa, czyli nie zroszona odpowiednio wodą przed meczem. Prawdziwa zmora zawodników, bo piłka chodziła po niej kiepsko. Ale jak powiedział mi po meczu pomocnik Lecha Szymon Pawłowski:

„Dla obu drużyn była taka sama”.

Nie próbował nawet szukać wygodnej wymówki. To się chwali. Lech mimo porażki też zasługuje na pochwały, jako równorzędny rywal dla Legii. Przegrał 1:2, bo był nieskuteczny. Trzeba wykorzystywać dogodne sytuacje do zdobycia bramek, inaczej się meczu nie wygra. Banał, ale nie do przeskoczenia.

Napastnik Lecha Zaur Sadajew zapytany, co zawodnicy mówili w szatni, odpowiedział, że nic nie mówili i dodał:

„Teraz trzeba walczyć o mistrza”.

Co mówili w szatni zawodnicy Legii, nie wiadomo. Nie było kogo zapytać po meczu. Przemaszerowali do autokaru zwartą grupą z pieśnią na ustach - „Puchar jest nasz”. Na przedzie ze wspomnianym trofeum w rękach kroczyli Vrdoljak z Saganowskim, a za nimi roześmiana reszta w szampańskich humorach. Dziennikarze, którzy długo się naczekali, by się czegoś dowiedzieć od zwycięzców, musieli obejść się smakiem. Oczywiście smakiem Pucharu Polski... 

A ten puchar miał wreszcie finał nie tylko z nazwy. Obaw przed meczem było sporo, tak jak spore były sektory buforowe oddzielające kibiców obu drużyn od reszty trybun. Dlatego zasiadło na nich oficjalnie tylko 45 322 widzów, a mogłoby ponad dziesięć tysięcy więcej. Ale nie ma co wybrzydzać. To i tak sukces, że mecz, nawet nie podwyższonego, ale wyjątkowo wysokiego ryzyka, rozegrano bez większych problemów.

To był prawdziwy spektakl na Stadionie Narodowym. Obiekt piękny, a atmosfera jeszcze lepsza. Doping z obu stron nie ustawał nawet na chwilę. A na trybunach pojedynek na bardziej oryginalne meczowe oprawy, co można ocenić na załączonych w dolnej galerii zdjęciach. Obie grupy postanowiły pokazać kto tu rządzi, zafundowały więc spektakle świetlno-dymne. Kibice Lecha zrobili z tego wręcz hasło przewodnie swojej oprawy: „Wnosić, palić, depenalizować”.

Spiker jeszcze na początku próbował zwracać uwagę, że „używanie środków pirotechnicznych na stadionie jest zabronione”. Ale szybko się poddał, bo musiałby to powtarzać bez przerwy, co nie miało przecież większego sensu.

Nagrody za udział w finale i zdobycie pucharu, jakie oba kluby dostaną od PZPN, na pewno się przydadzą. Będzie z czego płacić kary, które nałoży ten sam PZPN.

PS: Widziałem na meczu drużynę Błękitnych Stargard Szczeciński. Dostali najlepsze miejsca na trybunach! Czyli na miarę wyników, jakie osiągali w pucharze.

▬ ▬ ● ▬

Galeria