DZIEWUCHY – ZUCHY!

Tytuł zbyt oryginalny nie jest. Użyłem go dziesięć lat temu do tekstu na podobny temat. Ale kto bogatemu zabroni? Bogatemu oczywiście w niezwykłe wrażenia.

Wtedy wykorzystałem go do tekstu o finale kobiecych mistrzostw Europy do lat 17, gdy polskie młode damy pokonały Szwecję 1:0 zdobywając tytuł. To ciągle największy sukces rodzimego żeńskiego futbolu. A dla mnie przy okazji dowód od jak dawna zajmuję się tym tematem. Już w podsumowaniu 2016 roku zwracałem uwagę na prawdziwy bum kobiecej piłki, więc ostrzegałem:

„Uważajcie więc panowie – z kobietami nie ma żartów. Szczególnie z tak ambitnymi jak te, ganiające za piłką”.

Naprawdę nie ma, bez żadnej przenośni. W ćwierćfinałowym meczu Angielek z Nigeryjkami reprezentantka tych pierwszych, Lauren James, przespacerowała się po plecach, dosłownie, Michelle Alozie, za co została wyrzucona z boiska i zawieszona na dwa mecze. To było jedno z najbardziej pozostających w pamięci wydarzeń mistrzostw. Tak samo jak występ Marokanki Nouhaili Benziny, która w Meczu z Niemkami jako pierwsza ze względów religijnych zagrała w hidżabie, czyli nakryciu głowy noszonym przez kobiety wyznające islam.

To pokazuje jak panie, w porównaniu z mężczyznami, mają ciągle pod górkę. Doceniając to już kilka lat temu pisałem, że zawsze z przyjemnością oglądam ich mecze, ponieważ…:

„...stanowią dla mnie odtrutkę na obłudny męski futbol, w którym panowie piłkarze już od pierwszej akcji kombinują, by oszukać sędziego, tarzają się po murawie, choć nikt im niczego złego nie zrobił”.

Teraz postanowiłem ponownie wykorzystać wspomniany tytuł do tekstu o mistrzostwach świata, które właśnie zakończyły się w Australii i Nowej Zelandii. Przed tygodniem zapowiadałem dwa mecze półfinałowe. W pierwszym Hiszpanki pokonały 2:1 Szwedki. W drugim gospodynie, czyli Australijki nazywane w ojczyźnie „Matildas”, przegrały z Anglią 1:3. Przegrały też mecz o trzecie miejsce ze Szwecją 0:2, co mnie trochę zmartwiło, o czym za chwilę.

Najpierw o finale, w którym Hiszpanki grały z Angielkami. W dotychczasowych ośmiu mistrzostwach świata tytuł zdobyły tylko cztery reprezentacje. Aż cztery razy Stany Zjednoczone, dwa razy Niemcy, a po razie Norwegia i Japonia. Wiadomo więc było, że mistrzem będzie zupełnie nowa reprezentacja.

Niedzielny finał rozgrywany w Sydney był emocjonujący, a do jego drugiej połowy zostało doliczonych aż 13 minut! Wygrały 1:0 Hiszpanki, które zdobyły zwycięską bramkę jeszcze przed przerwą. Mistrzowski tytuł dla nich to prawdziwy paradoks. Przed turniejem piętnaście piłkarek niezadowolonych ze standardów panujących w reprezentacji napisało list do federacji domagając się zwolnienia trenera Jorge Vildy. Hiszpańska federacja stanęła jednak po jego stronie. Tylko te buntowniczki, które potrafiły się ukorzyć i przeprosić za swoje zachowanie, mogły pojechać na mistrzostwa. Część się zgodziła, część nie. Czyli mistrzyniami świata została tak naprawdę tylko... część reprezentacji Hiszpanii, co świadczy o ogromnym potencjale miejscowej kobiecej piłki. Ciekawe jak dalej potoczą się losy trenera i jego zawodniczek.

Jeszcze ciekawsze jest pytanie, jak atmosfera imprezy wpłynie na rozwój kobiecej piłki w Australii. Cały kraj po prostu oszalał na punkcie swojej reprezentacji, która na własnym terenie osiągnęła najlepszy rezultat w historii startów w mistrzostwach. Stan ogólnonarodowego podniecenia został nazywany „Matildas mania”. Dlatego szkoda mi trochę Australijek, że zakończyły tę imprezę bez medalu. Jednak wszystkim dogodzić nie sposób.

Porównywane szaleństwo zapanowało też w Anglii, co relacjonował mi przez miesiąc mieszkający tam kolega. Na przykład zapowiedź środowego meczu o (męski) Superpuchar Europy przegrała na czołówkach gazet z zapowiedzią półfinału mistrzostw, w którym Angielki pokonały Australijki. Miejscowi bukmacherzy zachęcali do obstawiania meczów hasłem „Time to conquer all”, co można przetłumaczyć – „czas na pokonanie wszystkich”. Do jego realizacji zabrakło jednego zwycięstwa.

Prezydent FIFA Gianni Infantino, który już nie raz udowodnił, że ma skłonności krasomówcze, podsumowując zakończone mistrzostwa świata nazwał je „największymi, najlepszymi i najwspanialszymi”. Trzeba przyznać, że tym razem jego wypowiedź nie była z pewnością podkoloryzowana. Przy okazji dodał, że wypracowały przychód 570 milionów dolarów, dlatego FIFA nie musiała nic dokładać do ich organizacji.

W ostatnich latach kobieca piłka zrobiła gigantyczny postęp, a impreza w Australii i Nowej Zelandii odniosła niewiarygodny sukces bijąc rekordy oglądalności na trybunach stadionów i przed telewizorami. Czyli – patrz tytuł...

▬ ▬ ● ▬