Dlaczego warto mieć do siebie dystans

Fot. Trafnie.eu

Dziesięć kolejek sezonu zasadniczego Ekstraklasy za nami. Można pokusić się o pierwsze podsumowanie. Z całą pewnością nie będzie zbyt optymistyczne.  

Typowanie głównego kandydata do tytułu wydaje się znacznie trudniejsze po jednej trzeciej sezonu niż przed jego rozpoczęciem. Bo wtedy stawianie na Legię wiązało się teoretycznie z mniejszym ryzykiem niż obecnie. Nadal ma największy potencjał, ale i prezesa, który już drugi sezon z rzędu postanowił udowodnić, że zna się na piłce lepiej od reszty.

Prawie mu się udało udowodnić, choć do końca nie wiem co. Legia od początku sezonu znów walczyła głównie sama ze sobą. A ogłaszany z szumem projekt budowy wielkiego klubu z europejskimi ambicjami, w oparciu o chorwackie wzorce, nie przetrwał nawet roku.

Afekt jest taki, że Legia ciągle ogląda plecy rywali zamiast patrzyć na nich z góry. Jeśli prezes z trenerami występuje w głównej roli, trudno uznać to za normalną sytuację. Ale kiedy w Legii ostatnio było normalnie? Prezes chciał podbijać świat swoimi wychowankami z klubowej akademii, a nowy trener kupił mu do drużyny kolejnego obcokrajowca, swojego rodaka z Portugalii.  

Ale trzeba przyznać, że rywale pomagają Legii, jak tylko mogą. W dziesiątej kolejce przegrał prawie każdy kto mógł z góry tabeli. Między innymi Wisła Kraków, która paradoksalnie znalazła się na czele Ekstraklasy akurat w momencie, gdy zobaczyliśmy w telewizji przerażający (przynajmniej mnie) reportaż o wpływach bandytów rządzących trybunami na klubowe rządy. To chyba niestety wydarzenie, które odcisnęło się największym echem od początku sezonu w Ekstraklasie. I nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie coś w Wiśle miało się zmienić.  

W ostatniej kolejce wygrał wreszcie Lech, po raz pierwszy od wielu kolejek. Start miał równie imponujący, jak później dołek, z którego próbuje się obecnie wygrzebać. Ambicje ciągle mistrzowskie, choć na razie po mistrzowsku w Poznaniu zmieniają tylko kapitanów. Na szczęście prezes nie robi tego samego z trenerem.

Bo zmiany trenerów, czy raczej ich brak, stanowią zdecydowanie największą sensację pierwszej części sezonu. Nie wiem, czy prezesi zmądrzeli, czy chwilę się zdrzemnęli, bo na razie pogoniony został tylko kolejny Chorwat z Legii. Choć nie mam też pewności, czy podczas pisania tego tekstu statystyka nie uległa już zmianie.   

I na koniec cytat pierwszych dziesięciu kolejek. W cuglach wygrał trener Cracovii Michał Probierz, który stwierdził, że gdy patrzy na tę drużynę, czasami zastanawia się kto ją… trenuje. Czyli potrafi mieć do siebie dystans, za co został szybko nagrodzony. Kilka dni po wypowiedzeniu tych słów, jego Cracovia wreszcie wygrała w lidze pierwszy raz w sezonie.  

   ▬ ▬ ● ▬