Dlaczego warto być cierpliwym?

Fot. Trafnie.eu

Najważniejszy piłkarski temat ostatniego tygodnia? Teoretycznie bardzo łatwy do wyboru. Mnie jednak zdecydowanie bardziej zainteresował inny.

Legię zostawmy już w spokoju, więc logiczne wydaje się zajęcie drugim najwyższym transferem w historii futbolu. Czy Ousmane Dembele jest rzeczywiście wart 105-147 milionów euro (kwota transferowa plus różne bonusy)?

Na pewno nie zapłaciłbym tyle za dwudziestolatka, który zaliczył dopiero jeden poważny sezon w karierze. To, że ktoś jest nieźle wyszkolony technicznie i potrafi szybko biegać, nie znaczy jeszcze, że warto na niego wydać fortunę nie mającą logicznego przełożenia na zdrowy rozsądek. Ale ten akurat jest tu najmniej ważny.

Dembele kupiła z Borussii Dortmund FC Barcelona. Choć tak naprawdę kupił go… Paris Saint-Germain na spółką z Realem Madryt. Barcelona była tylko płatnikiem. Nie byłoby tego transferu, gdyby wcześniej Neymar nie wypiął się na klub z Katalonii, za co ten dostał na pocieszenie 222 miliony euro. Barcelona, przeżywająca ostatnio ciche dni, postanowiła zaznaczyć swoją obecność w piłkarskim świecie, niestety nie na boisku, tylko tak, jak to robił zazwyczaj Real, który swoimi ostatnimi wynikami postawił ją pod ścianą. Czyli zapłaciła ile się dało zapłacić, dlatego wszyscy o tym mówią. O resztę będzie się martwiła później, gdy wrzawa ucichnie.

Co się stanie, jeśli pozyskanie Dembele okaże się niewypałem (tego wykluczyć się nie da)? Barcelona będzie dłużej wracała na szczyt. Nie wiem czy ktoś w Katalonii bierze pod uwagę fakt, że Dembele to zawodnik podwyższonego ryzyka ze względów na pewne skrzywienie charakterologiczne. Otóż w Dortmundzie nie stawiał się na treningi, by wymusić transfer. A jak zrobił raz taki numer, zawsze może zrobić każdy inny w każdym innym dogodnym (dla siebie!) momencie.

Tym niech się ewentualnie martwi Barcelona. Ja na razie mam zamiast Dembele ciekawszy temat. Szkoda, że przeszedł mało zauważono, bo dla mnie to wydarzenie weekendu w europejskim futbolu. W meczu Bundesligi 1.FC.Köln – HSV Hamburg na murawę padł zawodnik drużyny gości Kyriakos Papadopoulos. Patrząc na jego cierpienia, można było dojść do wniosku, że któryś z piłkarzy Kolonii straszliwie go sponiewierał. Na szczęście system powtórek wideo – VAR prawdę ci powie. I okazało się, że Papadopoulos jest kiepskim aktorzyną, próbującym nabrać cały świat. Ale sędzia, z pomocą VAR-u, nabrać się nie dał. Grek dostał za symulkę żółtą kartkę i jeszcze bezczelnie udawał zdziwionego.

Dlaczego to wydarzenie było tak ważne? Bo kolejne podobne sytuacje spowodują, że boiskowi oszuści stopniowo przestaną udawać nieżywych na murawie. Przestaną, bo przestanie się im opłacać. Może więc uda się wreszcie wyeliminować jeden z największych, moim zdaniem, problemów współczesnej piłki.

Jest szansa, że coś się zmieni. Nie jestem jednak naiwny i nie liczę na szybkie zmiany. Jednak warto być cierpliwym...

▬ ▬ ● ▬