Dajcie nam ten towar

Francja jest w szoku po finale Ligi Mistrzów, który odbył się w Paryżu. Nie chodzi jednak o wynik. A sprawa nabrała już wymiaru… politycznego.

Gdy dzień po finale obejrzałem rano program informacyjny w jednej z francuskich stacji telewizyjnych, natrafiłem na ożywioną dyskusję w studiu. Nie siedzieli w nim jednak eksperci analizujący ustawienie obu drużyn czy wychodzenie przez nie z pressingu. Szczerze mówiąc o tej kopanej piłce nie było słowa. Analiza dotyczyła tego, co działo się przed meczem przy bramach Stade de France.

A działo się dużo za dużo, co było wyraźnie widać w wyemitowanym materiale. Uzbrojeni w pałki policjanci ruszyli do walki z wdzierającymi się na stadion mężczyznami. Może nie dochodziło przy tym do totalnej bitwy, raczej do potyczek z kilkudziesięcioosobowymi grupami. Francuzów strasznie zabolało, że ich kraj nie potrafił sobie poradzić jako gospodarz z organizacją prestiżowego meczu w najważniejszych na świecie klubowych rozgrywkach.

Dyskusję zdominowało słowo „chaos”, za którym poszła wyliczanka popełnionych błędów i niedociągnięć organizacyjnych. Że za mało było przy bramkach wejściowych służb porządkowych, że policjantów też za mało i do tego działających bezładnie. Skoro orzeczono winę, należało jeszcze wskazać winnych. Właściwie jednego, bo sprawa nabrała od razu mocnego zabarwienia politycznego.

12 czerwca we Francji odbędzie się pierwsza tura wyborów parlamentarnych. W tak gorącym okresie każdy argument jest dobry w walce o wyborców. Dlatego opozycja od razu przypuściła ostry atak na ministra spraw wewnętrznych Geralda Darmiana. To jego uznała za głównego winowajcę powstania chaosu przy bramach wejściowych na stadion, który doprowadził do opóźnienia meczu o około pół godziny. 

Minister reprezentuje Renaissance (odrodzenie), czyli partię niedawno wybranego na drugą kadencję prezydenta Emmanuel Macron. Oczywiście jej przedstawiciele mają inne zdanie na temat odpowiedzialności za wydarzenia przed finałem, co raczej nie powinno stanowić zaskoczenia. Dlatego oczywiście bronią Darmiana uważając, że to nie złe przygotowanie do meczu służb porządkowych zadecydowało o problemach z wejściem na stadion. Po prostu przy kilku tysiącach kibiców, głównie angielskich, którzy bez biletów mieli ochotę obejrzeć mecz, żadne siły nie byłyby w stanie skutecznie sobie z nimi poradzić. Czyli minister nie jest winny, ale przez najbliższe dni, aż do wyborów, temat pewne będzie wracał.

To już problem Francuzów, ja zwróciłbym uwagę na coś zupełnie innego. UEFA stworzyła produkt, którym się chwali, bo dzięki niemu zarabia wielkie pieniądze. Od razu powiedzmy – to nie jest tani produkt. Biznes jednak się świetnie kręci, coraz więcej kibiców na całym świecie śledzi rozgrywki Ligi Mistrzów, czyli w różnej formie przyczyniają się do pomnażania zysków.

I zaczyna być widoczna przewaga popytu nad podażą. Jedni chcą kupić ten towar, ale ze zdobyciem biletu na ważny mecz ukochanej drużyny bywa prawie jak z trafieniem szóstki w totolotka. Innych na niego nie stać, więc próbują, jeśli nadarzy się okazja, wejść na stadion bez biletu. A jeszcze inni, których na ten bilet stać, a do tego mieli szczęście go nabyć, zostają na lodzie, czyli przed bramą stadionu z powodu chaosu jaki tam panuje, co była właśnie boleśnie widać w Paryżu.

▬ ▬ ● ▬