Co jest dla kogo za wielkie?

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu kończącego się tygodnia o trenerskich wyborach. Tych nie najlepszych i jednym, do którego życie dopisało niespodziewaną puentę.

Zacznę od polskiej drugiej ligi zwanej pierwszą, choć to temat balansujący już właściwie na samej jej krawędzi. Chodzi o Zagłębie Sosnowiec i wypowiedź nadającą się wprost do kabaretu po jego ostatnim meczu ligowym. Ale zanim ją zacytuję, najpierw muszę przygotować tło dla mniej obeznanych w temacie.

Otóż w styczniu w klubie, którego drużyna znajdowała się w strefie spadkowej, miało dojść do... (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Przez Zagłębie Sosnowiec przetacza się prawdziwa rewolucja. Najpierw w klubie pojawił się nowy mniejszościowy akcjonariusz, gwiazda TVN-u Rafał Collins, a wraz z jego przyjściem zapadły kolejne decyzje. Zagłębie ma już nowego dyrektora sportowego i nowego trenera. A to nie koniec zmian.

Alaksandr Chackiewicz został nowym trenerem zespołu. Zastąpił na tym stanowisku Artura Derbina. Z kolei nowym dyrektorem sportowym jest Białorusin Michaił Zalewski, który został zatrudniony w miejsce Piotra Polczaka”.

Chackiewicz to postać z naprawdę wysokiej półki. Były zawodnik Dynama Mińsk czy Dynama Kijów, który jako trener prowadził później te same kluby, a także reprezentację Białorusi. Plany w Sosnowcu były ambitne na miarę białoruskiego szkoleniowca, którego zatrudniono. Niestety runda wiosenna dość szybko zweryfikowała oczekiwania po wielkich zmianach w styczniu – w pięciu meczach dwa remisy i trzy porażki. Najdotkliwsza w piątkowym meczu z Lechią w Gdańsku aż 0:4. Po niej trener Zagłębia zdobył się na następująca teorię nadającą się chyba głównie jako fragment skeczu w kabarecie (za: sport.tvp.pl):

„Niektórych piłkarzy ten stadion przytłoczył. Piłkarze na początku nie wiedzieli, co robić na boisku. Potem gra się wyrównała. U nas też są bardzo dobrzy kibice, ale ten stadion był za wielki”.

Zastanawiam się, co było zbyt wielkie w obrazie klubu przedstawionym Białorusinowi, że zdecydował się na pracę w Sosnowcu? Bo jego wielkie stadiony, na których grał sam oraz prowadzone przez niego wcześniej drużyny, na pewno nie przytłaczają.

Można zadać to samo pytanie w kontekście ściągnięcia do Turcji byłego selekcjonera reprezentacji Polski Fernando Santosa. Choć lepiej je odwrócić i zapytać, co przeważyło, że Besiktas Stambuł postanowił go w styczniu zatrudnić? Jak się szybko okazało Portugalczyk nie jest w stanie spełnić wielkich oczekiwań, jakie wiązano z jego angażem. Po sobotnim meczu, w którym Besiktas przegrał w tureckiej ekstraklasie u siebie 1:2 z Antalyasporem (trzecia ligowa porażka z rzędu), według medialnych spekulacji podobno trener „jest już na wylocie”. Paradoksalnie przyczynił się do tego obecny kadrowicz Adam Buksa, zdobywając dla gości jedną z bramek, który u Santosa nie grał.

Gdyby plotki w najbliższych godzinach się potwierdziły, zdążyłby ponownie stracić pracę podczas nie zakończonych jeszcze eliminacje do finałów mistrzostw Europy, w trakcie których wcześniej został przecież zwolniony przez PZPN.

I na koniec o niespodziewanej puencie dopisanej do wielkiej dyskusji na temat (nie)powołania Arkadiusza Milika do reprezentacji Polski na marcowe mecze barażowe przez następcę Santosa, Michała Probierza. Dopisało ją życie, bowiem napastnik Juventusu Turyn doznał kontuzji uda i musi pauzować, według wstępnej diagnozy, prawdopodobnie do końca kwietnia. W ten sposób zostali pogodzeni ci, którzy w ożywionej dyskusji w rodzimych mediach byli za, a nawet przeciw jego powołaniu...

▬ ▬ ● ▬