By organizmy nie dawały...

Reprezentacja Polski do lat 17 zagrała pierwszy mecz w finałach mistrzostw świata. Życzę jej oczywiście wyjścia z grupy, choć zastanawiam się, czy nie życzę… źle.

W tym pierwszym meczu przegrała w Indonezji z Japonią 0:1. Jednak moim zdaniem przegrała przede wszystkim z klimatem. Mecz składał się z trzech części. W pierwszej połowie młodzi Polacy starali się grać zgodnie z filozofią swojego trenera Marcina Włodarskiego – przede wszystkim do przodu, ofensywnie. Do takiej taktyki przyzwyczaili przecież kibiców podczas majowych mistrzostw Europy, na których wywalczyli awans do mistrzostw świata.

Wyraźnie dominowali na boisku szybko odbierając Japończykom piłkę, ale, paradoksalnie, to rywale stworzyli najlepszą okazję bramkową, jednak na szczęście jej nie wykorzystali.
Po przerwie obraz gry totalnie się zmienił. Miały na to wpływ warunki atmosferyczne panujące w mieście Bandung, gdzie odbywał się mecz, choć nie tylko. Przy temperaturze 25 stopni Celsjusza i prawie 80 procentowej wilgotności polscy zawodnicy, jak to się mówi po piłkarsku, zaczęli oddychać rękawami. Widać było, że coraz trudniej im złapać oddech, ruszyć do sprintu, nadążyć za rywalami mijającymi ich z piłką.

Do tego rozpoczęła się straszliwa ulewa, zmuszająca sędziego do przerwania meczu w 70. minucie. Wydawało się, że nic lepszego jak przymusowa przerwa nie mogła się im przytrafić, bo dzięki temu trochę odpoczną. Gdy jednak wrócili na boisko po dwudziestu minutach, obraz gry nie wrócił niestety do tego z pierwszej polowy. Jakby mało było nieszczęść, dwóch liderów drużyny – Karol Borys i Krzysztof Kolanko – mieli od rana dolegliwości żołądkowe. Trener Włodarski w drugiej połowie zdjął z boiska tego pierwszego.

Po nieplanowanej przerwie Japończycy zdobyli zwycięską bramkę, a powinni strzelić jeszcze kolejne. Skutecznie przeszkodził im w tym kilka razy bramkarz Michał Matys. Wyraźnie lepiej radzili sobie z panującymi warunkami do gry.

Gdy w polskiej reprezentacji przygotowującej się do mistrzostw na wyspie Bali wybuchła afera alkoholowa i czterech delikwentów w trybie pilnym zostało odstawionych do kraju, bez możliwości uzupełnienia kadry, napisałem, że rozpoczynanie turnieju z tak wąską kadrą jest prawie jak rozpoczynanie meczu w dziesięcioosobowym składzie. Po pierwszym rozegranym w Indonezji zmieniłem zdanie. To jest prawie jak rozpoczynanie go w dziewięcioosobowym składzie.

Spotkanie z Japonią było typową rywalizacją w dyscyplinie ekstremalnej. Gdy jeden z polskich zawodników długo się nie podnosił po starciu z rywalem, uświadomiłem sobie, że bardziej niż straty bramek, boję się o stratę kolejnego gracza z kadry. Trener Włodawski ma tylko czternastu zawodników do gry w polu (plus trójkę bramkarzy). Pomyślałem, że jeśli w każdym meczu grupowym z jakiś powodów (kontuzje, kartki) wypadnie jeden, to w przypadku wyjścia z grupy na kolejny zostanie goła jedenastka!

Dlatego nie wiem czy życzenie im awansu po trzech meczach jest rozsądne, bo mogą za to zapłacić srogą cenę krańcowym wycieńczeniem organizmów, biorąc pod uwagę jak te spisywały się już w drugiej połowie inauguracyjnego starcia z Japończykami.

Trener Włodarski powiedział po jego zakończeniu (za: sport.tvp.pl):

„Do momentu, gdy mieliśmy siłę, był to bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. W końcówce brakowało nam pół tempa i dlatego przegraliśmy”.

Trudno się z nim nie zgodzić. Choć warto zapytać, czy brak sił może być jakimkolwiek usprawiedliwieniem? Oczywiście warunki do gry są identyczne dla obu drużyn, choć Japończycy żyją przecież w warunkach bardziej zbliżonych klimatycznie do tych panujących podczas sobotniego meczu w Indonezji, więc chyba łatwiej było się im do nich zaadaptować niż naszym piłkarzom.

Zawsze podchodzę do rozgrywek młodzieżowych bez wielkiego zadęcia, za to z nastawieniem, że stanowią jedynie etap w rozwoju dorastających dopiero do seniorskiej piłki zawodników. Przy takim nastawieniu mogę z satysfakcję stwierdzić, że moi młodzi rodacy, gdy jeszcze starczało im sił, górowali wyraźnie nad Japończykami umiejętnościami technicznymi i sposobem rozegrania piłki. Czyli mówiąc krótko – potencjałem.

I to jest po tym pierwszym meczu najbardziej budujące. Mistrzostwa szybko się skończą, ale nie skończy się z pewnością umiejętność panowania nad piłką i śmiałe decydowanie się na drybling choćby przez wspomnianych już Borysa czy Kolankę.

Na razie obaj, razem z pozostałymi piłkarzami reprezentacji, we wtorek zmierzą się z Senegalem, który w drugim meczu w grupie D pokonał Argentynę 2:1. Życzę im, by po końcowym gwizdku organizmy wszystkich nie dawały sygnałów skrajnego wyczerpania, a przy okazji także zwycięstwa.

▬ ▬ ● ▬