A skończyło się jak zwykle…

Fot. trafnie.eu

Adam Nawałka zakomunikował, że selekcja w reprezentacji powoli się kończy, zapowiadając kilka powrotów. Zastanawiam się po co w ogóle się zaczęła?

Pan selekcjoner rozpoczął pracę z kadrą z przytupem. Tak wielkim, jak później huk towarzyszący sypiącym się w gruzy złudzeniom. To była dotąd jedyna selekcja – urojeń, że wbrew logice można coś zdziałać. Na przykład wmówić  gwiazdkom z Ekstraklasy, że są lepsze od gwiazd z poważnych lig. Wmówić to się może i da. Gorzej co z takiego eksperymentu wyjdzie. Ja wolę nie pamiętać co wyszło w jego debiucie ze Słowacją. Jedna korzyść na pewno - przynajmniej pojawiło się dno, od którego można się było odbić.

Żeby naprawdę selekcjonować, trzeba mieć kogo. Potencjał polskiej piłki jest tak mizerny, że należy przygarniać kogo się da, bo nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać. Szczególnie gdy sam los dokonuje brutalnej selekcji, jak ostatnio z Kubą Błaszczykowskim. Mam nadzieję, że Nawałka już to pojął. W „Polska – The Times” zapowiedział - „powoli kończymy selekcję” i potwierdził, że na marcowy mecz ze Szkocją wrócą do kadry Kamil Glik, Ludovic Obraniak i Eugen Polanski.

Selekcjoner tej klasy reprezentacji co polska, nigdy nie ma za dużej możliwości manewru, o ile w ogóle jakąkolwiek posiada. Powinien więc starannie pozbierać co odziedziczył po poprzedniku i dokonać drobnych korekt, gdy takie są możliwe. Jeśli uda mu się znaleźć lepszych wykonawców na dwóch – trzech pozycjach, jeśli wszyscy w kadrze będą chcieli za nią i za niego umierać, jest szansa, że zacznie wygrywać nie tylko z San Marino. Lepiej niech się jak najszybciej na tym skupi, zamiast rozwodzić się za dużo o selekcji.         

Co znaczy prawdziwa selekcja pokazał właśnie w Chelsea Jose Mourinho. Juan Mata zaczął mu za bardzo fikać, więc go pogonił, sprzedając do Manchesteru United. Rozmawiamy o zawodniku, który jest mistrzem świata i Europy, który wygrał Ligę Mistrzów i Ligę Europejską! O jednym z najbardziej utytułowanych współczesnych piłkarzy. Ale nawet dla takich kadra czołowego klubu Premier League może być za wąska. Mourinho postanowił budować drużynę w ofensywie wokół Brazylijczyka Oscara, a nie Maty. Mając dwóch zawodników podobnej klasy, postawił na jednego, oczywiście kosztem drugiego.

Jak długo jest trenerem Chelsea, wolno mu prawie wszystko. Ma w kim wybierać, więc dokonał prawdziwej selekcji. A w takiej zawsze są ulubieńcy i ofiary. Czy miał rację? Przekonamy się w najbliższych miesiącach. Ale biorąc pod uwagę ile kosztował Mata, nawet jakby strzelał w Manchesterze bramkę za bramką, nikt do Portugalczyka pretensji mieć nie powinien. Nie jest bowiem tak łatwo dostać za piłkarza 37,1 miliona funtów.

Zwracam uwagę na jedynkę po przecinku. W wielu wiadomościach została pominięta. A przecież chodzi o sto tysięcy funtów, czyli w przybliżeniu o pół miliona złotych. Oto końcówka, do której nie przywiązuje się w Anglii większej wagi pisząc o transferze Hiszpana!

Za tę kwotę można jednak spokojnie kupić nad Wisłą jakiegoś grajka. Biorąc pod uwagę spekulacje, że Manchester United podwoi tygodniówkę Maty jaką otrzymywał w Chelsea (70 tysięcy funtów), tylko kilka polskich klubów jest w stanie konkurować swoimi budżetami z jego rocznymi dochodami! Oto namacalne dowody, że Ekstraklasę od najlepszych lig świata dzielą już lata świetlne.

Jak napisał w swoim komentarzu dla „The Telegraph” były angielskim gwiazdor Michael Owen:

„Piłka nożna przestała być grą milionerów. Stała się grą miliarderów”.

I prorokuje, że wyścig po największe piłkarskie gwiazdy będzie nieustannie napędzał spiralę transferowych rekordów i pensji zawodników. 

Miało być o reprezentacji i Nawałce, a skończyło się, jak zwykle, na kasie. Niestety, taki ten współczesny świat jest…

▬ ▬ ● ▬