€ 2024®

Reprezentacja Polski poznała rywali w barażach do finałów mistrzostw Europy. Pierwszego już we wtorek, potencjalnych kolejnych dwóch w czwartek.

Zaraz po zakończeniu zasadniczej fazy eliminacji było wiadomo, że w półfinale baraży 21 marca zagra u siebie z Estonią. Dwa dni później, po losowaniu dokonanym w siedzibie UEFA w Nyonie, miało się okazać kto obok Walii będzie drugim ewentualnym rywalem w finale ścieżki barażowej, jeśli zdołałaby pokonać Estonię. Z trójki Ukraina, Islandia, Finlandia los przydzielił jej ostatnią reprezentację. Czyli jeśli wyeliminuje Estonię, zmierzy się ze zwycięzcą drugiego barażowego półfinału Walia - Finlandia. Losowanie wyłoniło też gospodarza finałowego meczu i 26 marca nie będzie nim niestety Polska, odbędzie się bowiem w Cardiff lub Helsinkach.

Baraże wyłonią jeszcze dwóch ostatnich uczestników przyszłorocznych mistrzostw Europy. W drugiej ścieżce półfinałowej spotkają się: Izrael z Islandią oraz Bośnia i Hercegowina z Ukrainą, a zwycięzcy zagrają pięć dni później o miejsce w finałach w Niemczech. Ta sama zasada obowiązuje w trzeciej ścieżce, w której rywalizować będą: Gruzja z Luksemburgiem oraz Grecja z Kazachstanem.

Każda z drużyn otrzymała barażową szansę dzięki wywalczeniu wcześniej odpowiedniego miejsca w rozgrywkach Ligi Narodów. Trzeba by długo tłumaczyć zasady ich doboru i nie wiem, czy wszyscy by ten wywód zrozumieli, o czym świadczy poniższy fragment (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Polacy mogli nie zdobyć nawet punktu w eliminacjach, a i tak mieliby zagwarantowane baraże. Co więcej, wszystkie drużyny z Dywizji A z ostatniej edycji Ligi Narodów wywalczyły awans lub zagrają w barażach. A to oznacza, że komplet porażek w tych rozgrywkach także nie odebrałby nam prawa gry w barażach.

Co ciekawe, wszystko dlatego, że Biało-Czerwoni utrzymali się najwyższej dywizji w przedostatniej edycji Ligi Narodów, gdy pod wodzą Jerzego Brzęczka zremisowali z Włochami (0:0) i dwukrotnie pokonali Bośnię i Hercegowinę (2:1 i 3:0)”.

Doskonale rozumiem motywy działania pomysłodawców, dlatego zaproponuję zmianę nazwę imprezy, która w przyszłym roku odbędzie się w Niemczech, zwanej w skrócie – Euro 2024. Pierwsza jej część jest jednocześnie nazwą europejskiej waluty, stanowiącej środek płatniczy między innymi w kraju gospodarza finałów. Ponieważ symbolem tej waluty jest znak „€”, proponuję, by przemianować mistrzostwa na „€ 2024®”! I od razu zastrzegam sobie prawa autorskie do wspomnianej nazwy [®], jak UEFA zastrzega sobie własne do wszystkiego na czym przyklejone jest jej logo.

Bo właśnie kasa (€) jest tu najważniejsza. Liczba finalistów, aż 24, to czysty nonsens nie uzasadniony żadnymi sportowymi przesłankami, skoro UEFA zrzesza ponad 50 federacji. Jeśli reprezentacje niemal połowowy z nich kwalifikują się do finałów, musi się to odbić na poziomie imprezy. Ale najważniejsze, że kasa się zgadza, bo więcej drużyn w finałach, to więcej meczów, więcej telewizyjnych transmisji, więcej reklam i więcej przychodów.

A przy okazji można też „podpompować” inną imprezę niedawno wymyśloną przez UEFA, czyli Ligę Narodów. Powstała po scentralizowaniu praw telewizyjnych, dzięki czemu nowe rozgrywki mogły zagwarantować dodatkowe, całkiem spore przychody, kosztem ograniczenia do minimum możliwości rozgrywania meczów towarzyskich, z których UEFA żadnych wymiernych korzyści nie czerpała.

Żeby Liga Narodów stała się bardziej atrakcyjna dla jej uczestników, szczególnie tych najsłabszych, zostawiła dla nich trzy miejsca w finałach mistrzostw Europy. Przegrałeś eliminacje, ale szans na awans nie straciłeś, jeśli wcześniej zająłeś odpowiednie miejsce w odpowiedniej dywizji Ligi Narodów. Tak to ma działać i działa.

Dowodem trzecia ścieżka barażowa, do której trafiły drużyny, które zajęły pierwsze miejsca (Luksemburg nawet drugie) w grupach Dywizji C. To taka reprezentacyjna europejska trzecia liga, więc można zaryzykować twierdzenie, że UEFA świadomie premiuje awansem do finałów mistrzostw Europy drużynę trzecioligową!

Podtekst jest prosty – traktujcie Ligę Narodów poważnie, bo jak widać warto, skoro można dzięki niej wczołgać się przez baraże do mistrzostw! I jeszcze dodatkowy, a może główny, efekt - poważne traktowanie, to poważne stawki przy sprzedaży praw telewizyjnych do pokazywania rozgrywek. Może do nazwy Ligi Narodów udało by się jakoś dokleić symbol „€”?

Dzięki takiej filozofii i polityce UEFA Polska spotka się w marcu z Estonią, która zdobyła w zakończonych we wtorek eliminacjach do mistrzostw Europy jeden punkt, strzeliła dwie bramki, tracąc 22! Wcześniej wsławiła się jednak wygraniem grupy w Lidze Narodów Dywizji D, czyli europejskiej czwartej ligi. A przecież baraże, decydujące o awansie do potencjalnie wielkiej imprezy, powinny być rodzajem nagrody, a nie nagrodą pocieszenia.

Ale może za dużo wymagam, ewentualnie zbyt logicznie myślę. Zachciewa mi się jakieś normalnej sportowej rywalizacji. Nie tędy droga w tej branży. Bo na pewno po imprezie pod (moją) nazwą „€ 2024®”, kasa (€) będzie się zgadzać.

▬ ▬ ● ▬